Chciałam coś porobić, iść na spacer chociażby, ale wczoraj w nocy kaszlałam tak bardzo, że obudziłam się o pierwszej w nocy, a zasnęłam po piątej jakoś. Byłam zła i rozdrażniona, chciało mi się wręcz płakać. Jeszcze wisi nademną jedna sprawa jak wielki potężny dzwon na nitce, który jak się zerwie to oszaleje. Muszę zawiadomić właściciela mieszkania, że nie wracam i żeby spieprzał na drzewo.. To drugie daruje, ale w gruncie rzeczy nienawidze go. Szukać nowego pokoju i jutro tyko podskoczę wydrukować CV do biblioteki.
Jednakże jest coś co ścisnęło mi ta gardło, że nie mogłam oddychać, złość, zawód, wszystkie emocje ta kjak szybko przyszły tak i odeszły. Napisał do mnie mój były, wszystko było by okay, pogodziłam się z tym, że nie jesteśmy razem, swoje wypłakałam, ruszyłam do przodu i tyle. Jednak dzisiaj postanowił robić z siebie ofiarę i przez chwilę poczułam się winna wszystkiemu, nawet do końca nie wiem czemu, ale wbudzanie we mnie poczucia winy to jego jakiś życiowy chyba cel. Co mimo wszystko wpłynęło na mnie. Nie mogłam nic przełknąć, a nawet jeśli to robiło mi się niedobrze. Wspomnienia wróciły, ale całe szczęście radze sobie akurat z nimi, jedynie to, że nadal robi z siebie ofiare mnie dobiło, bo to była nasza wspólna decyzja o rozstaniu, chociaż to on pierwszy o tym powiedział i dlatego już w ogóle nie rozumiem czego on chce. Tymbardziej, że napisał, że fajnie, że u mnie już dobrze, ale on jeszcze się nie może pozbierać. Nie mówie, że ma się pozbierać, ale tym też chciał żebym poczuła, że to moja wina, bo już nie płacze po nocach, a on myśli o mnie i nie może zapomnieć. Ba nawet chce się spotkać, mimo tego, że wie, że stare uczucie wróci. To jego słowa. Nie odpisałam mu nic. Odpisze jutro jak otrzeźwieje z tego. Ja jedynie czuje się winna, że wcześniej tego nie zakończyłam, że musiałam kłamać, żeby było dobrze, bo inaczej był zły jak mu prawda nie pasowała.. ale tego już mu nie powiem.
Przepraszam musiałam to gdzieś z siebie wyrzucić.. Przechodząć do tematyki faktycznej tego bloga :)
Słodkie bułki, słodkie bułki, ukrtakiem spojrzałam do reklamówki na blacie czy jest moja ulubiona z takim serkiem w środku. UGHH była! Jest tam nadal. Odeszłam bez większych problemów, ale tutaj coś mi się nasunęło.. Czuje się dobrze mimo niskich bilansów, nie boli mnie głowa ani nic mi nie jest wręcz czuje się milion razy lepiej. Bardzo szybko potrafię odejść od jedzenia, boję się tylko o to, że w końcu będę musiała się zatrzymać, ale mam co robić. Boję się jednak, że przesadze, że skończę na pogotowiu, bo gdzieś zemdleje, ale czuje się świetnie i chyba takie coś nie będzie miało miejsca. Obiecuje, przyrzekam, zaklinam i nie wiem co jeszcze, że potrzebuje tylko dojść do 37 kg, nie więcej, nie mniej. Wtedy zacznę trzymać wagę. Teoretycznie gdybym chudła 1kg na tydzień, cel osiągnęłabym jakoś do połowy lutego, tyle tylko że musiałabym do studniówki schudnąć do 42 kg, a naprawdę już siostra się mnie czepiała, że jakoś tak schudłam. Ciesze się z tego, ale z drugiej strony mój kolega tego tak nie oleje, a nie chce mu niczego mówić, tymbardziej o blogu itp.. Może powiem, że mam chorą tarczyce? To by było najlepsze rozwiązanie, bo nie powiem, że mam psaożyty w jelitach hah
Bilans:
- 2 kanapki z szynką pomidorem i kiszonym ogórkiem (nie pytajcie xD)
- płatki z mlekiem
- 2 jajka
Razem: ok 510 kcal
Miłego wieczoru/dnia!
Jeżeli ten chlopak pierwszy wspomniał o rozstaniu to czego on teraz chce... o blogu racja, lepiej nic nie mówić:) Bilans bardzo fajny, trzymaj się:)
OdpowiedzUsuńNie wiem. Ponoć to my jesteśmy skomplikowane, a jednak okazuje się, że nie. Nie wiem co mam o tym myśleć albo lepiej nie myśleć wcale.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się także ;)
Dlatego jestem zdania że z byłymi zrywa się kontakt w 100%
OdpowiedzUsuńNa początku też tak sądziłam, ale z nim było inaczej i jaka byłam glupia! Spotkam się z nim i mu powiem, że nie potrafię tak i będzie lepiej jak nie będziemy się kontaktować.
Usuń